Wojtek i Paweł w samym Bachmucie
Zadanie wieloetapowe o tyle trudne, że organizowane na szybko. Awaria busa, szybkie przepakowanie aut. Na start kierunek Charków i Kupiańsk przez Izjum. A raczej falstart… 20km od polskiej granicy wygięta felga dziurawiąca opone… o 1 w nocy. Na szczęście pobliski warsztat robił nadgodziny. Na szczęście usługa dla wolontariuszy darmowa.
Pierwszym celem był Kupiańsk. Dostarczenie sprzętu dla strażaków. Jak zwykle niezawodny Warren zdobył co trzeba. Strażacy w Kupiańsku maja punkt, gdzie lokalni mieszkańcy (a zostało ich może 5%) mogą skorzystać z internetu bądź podładować telefony. Nadal generatorów jak na lekarstwo….
Podrzuciliśmy strażakom hełmy, kurtki, spodnie i kamizelki, wypiliśmy herbatę i dalej w drogę. Droga męcząca, ale czas goni. Szpital polowy w Bachmucie czeka.
Kierunek Donbas. Przez Słowiańsk do Drużkiwki. Zombardowane zniszczone drogi, mosty. Dużo objazdów.
Są miejsca gdzie wjeżdżamy jako pierwsi, są też miejsca gdzie jako wolontariusze prawdopodobnie wjeżdżamy jako ostatni. Walki skupiają się w Bachmucie. Działa tam szpital polowy, nadal. Ciągle pod ostrzałami. Do szpitala jedziemy z wojskiem. Bardzo szybka akcja wypakowania leków. Antybiotyki, opatrunki, wszystko to co niesamowicie szybko się zużywa. Kilka osób personelu, który pozostał, a codziennie do 100 rannych, stabilizowanych i wywożonych do szpitala gdzieś dalej, w odrobinę bezpieczniejsze rejony. Pół busa specjalistycznych leków i opatrunków, medycyny taktycznej (stazy, opatrunki okluzyjne, hydrożelowe na oparzenia) a także mokre chusteczki, pampersy dla rannych leżących (dziękujemy Warren). Na chwilę wystarczy. Dziękujemy James Hollister Wellness Foundation. Wasze wsparcie jak zawsze niezawodne. Do tego jedzenie dla cywilów, którzy jeszcze tam pozostali.
.
Sam Bachmut…. byliśmy tam ostatni raz w czerwcu. Dziś jest nie do poznania. Całkowicie zrujnowane, zniszczone. To jest właśnie ruski mir. Obrócić wszystko w pył, nieść cierpienie i śmierć.
Aktualnie największą potrzebą w szpitalu w Bachmucie jest duży generator. Szpital wygląda jak z horroru. Okna zabite deskami, ciągłe strzały i odgłosy uderzających o budynek odłamków.
Czas jechać. I to bardzo szybko.
W drodze powrotnej szybka wizyta w Słowiańsku. Wolontariuszka Nataszka z Iwanicz, gdzie wozimy pomoc, poprosiła o skompletowanie paczki dla męża, Siergieja, który tam stacjonuje. Swoją droga niesamowita para. On na froncie, ona zamiast wpadać w rozpacz czy histerie, robi wszystko, aby zorganizować lokalnie pomoc humanitarną. Takich ludzi podziwiamy, takie inicjatywy wspieramy.
Wyjazd był intensywny. Wyjazd był potrzebny. Bachmut nadal się broni. Mamy nadzieję, że wytrzyma.
Pomóż nam dalej pomagać